Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 035.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie żartuj — rzekł król — lepszego losu jest warta, a zdaje mi się, że żadnego i najświetniejszego nie przyjmie. Chcę, byś ją zobaczył. Pewien jestem twej dyskrecyi, pójdziesz tam ze mną jutro.
— Za ten zaszczyt mocno jestem wdzięczen — odpowiedział starosta — ale nuż na mnie także uczyni wrażenie. W. kr. Mość nie będziesz zazdrośnym?
Król zamilkł chwilę, jakby nie słuchał lub nie słyszał. Zadumał się.
— Ona budzi we mnie zajęcie wcale innego rodzaju, niż sądzisz — rzekł. To fenomen do obserwacyi.
— A, a! — śmiał się gość królewski.
Stanisław August wstał z krzesła.
— Nie ma większej niewoli nad kajdany panowania — zawołał jakby sam do siebie. Otoczeni jesteśmy szpiegami, kroku swobodnie uczynić nie można. To okropne, to nudne, to nieznośne!
— Abdykujmy — rzekł starosta.
Melancholicznie król nań spojrzał.
— Dawno się z tą myślą noszę — odparł wzdychając. Wyjechać do Włoch i tam pod tym pięknym klimatem, w ciszy, zajmując się sztuką, uwielbiając arcydzieła, dokończyć skołatanego żywota. Toby był raj.
— Którybyś W. kr. Mość z panią jenerałową