Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 015.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszelkie przygody obrachowaną. Stalowy jej kolor wytrzymać mógł pył i słotę, a guziki z perłowej macicy zastępowały zwykłe naówczas kosztowniejsze cacka, któremi przyozdabiali się eleganci.
Skłonił się we drzwiach wchodzący obojętnie dosyć, kapelusz, który trzymał w ręku, włożył pod pachę, palcami machinalnie ujął łańcuszek od zegarka, wywieszony z kamizelki, i czekał. Dworski nałóg nie dozwalał mu pierwszemu dostojną panię zagadnąć.
Marszałkowa niecierpliwie podstąpiła ku niemu.
— A, jakżeś panie stanowniczy, długo na siebie czekać kazał! — zawołała.
— Pani marszałkowa przebaczy — suchym, nieco ochrypłym głosem ozwał się przybyły — musiałem być przy pożarze... tylko co powróciłem.
— Słyszana to rzecz — mówiła żywo pani Mniszchowa, żeby teraz właśnie, gdy król tu mieszka, mogły się zapalić kramy! Pan wiesz, jak N. Pan jest wrażliwy.
— Ależ pożar do mieszkania J. królewskiej Mości dojść nie mógł na żaden sposób — odparł stanowniczy.
— Niemniej król się przestraszył, a czułe jego serce musiało na tem ucierpieć — ciągnęła pani marszałkowa — ucierpi i kieszeń, bo król do zbytku jest dobroczynnym. Kto wie, jaki to wpływ wywrze na jego zdrowie...