Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 014.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

młodość, która tak prędko gaśnie i przechodzi, gdy ją płomień gorącej namiętności owionie...
Spojrzała na drzwi oczekująca pani i tupnęła nóżką w zgrabny trzewiczek na korku obutą, potem na własną tę nóżkę, która była prześliczna, a wysunięta naprzód, już nie czyniła wrażenia; potem na bieluchne swe rączki, świecące brylantami, wśród których pałał niegdyś od króla otrzymany soliter... wkrótce po ślubie...
Właśnie wśród tych dumań drzwi się powoli otwarły, i w progu stanął cale niepoczesny mężczyzna.
Na pierwszy rzut oka poznać w nim było można podrzędną figurę sługi dworskiego. Człek był już dobrze podżyły, twarz miał nic nieznaczącą, trochę pofałdowaną, rysy pospolite i grubo wyciosane, czoło niskie, usta szerokie, nos jakby obrzękły, tylko z oczów szarych i głęboko osadzonych pod nawisłemi brwiami, spryt patrzał i wytrawność. Zimny miał pozór i zobojętniały wyraz twarzy, jak ci, co się o wielkości świata ocierać zwykli i których już nic nie dziwi, nic nie przestrasza, a nie bardzo co ucieszyć może.
Suknia niewytworna francuska wprawdzie ujść mogła i na pokojach N. Pana, ale świeżością ani smakiem niczyichby nie zwróciła oczów. Z niej sądząc, oskarzyć można było przybywającego o zbytnią oszczędność, trwałą bowiem być musiała i na