Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom I 147.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bóg zapłać gospodarzu, Bóg zapłać gosposiu i wam — dodał skinąwszy Bognie.
To mówiąc powoli do kalety sięgnął i zabrzęczały w niej grosze.
Wiaduch się namarszczył.
— Krzywdy mi nie czyńcie — rzekł spokojnie — za gościnę nikt nie bierze zapłaty..
— Dla czego? — zapytał podróżny.
— Po starym obyczaju nie godzi się to — przerwał Leksa — chata nie gospoda... Krzywdy nie czyńcie. Kmieć jestem i choć Neorża kłamie, żem jego, byłem i będę wolny...
Począł się uśmiechać, chcąc obrócić to w żart. Gość stał wielce zakłopotany, myślał.
Naostatek z ręki, z palca ściągnął pierścień i skinął na Bognę, która zamiast zbliżyć się, skryła w kąt przestraszona.
— Chciałem choć dziecku waszemu pamiątkę zostawić — odezwał się — niechaj by miała na zrękowiny, gdy za mąż iść będzie...
To mówiąc i nie chcąc dziewczęcia zmuszać, pierścień swiecący dużem okiem na stole położył, pokłonił się i szedł na próg, a Wiaduch za nim.
Ciarach pobiegł po konia, który choć nakuliwał nieco, ale napojony i wypoczęty trochę, był daleko raźniejszy. Podróżny dziękował znowu wszystkim do koła, siadł raźno na wierzchowca i za bramę się wydostawszy, dosyć spieszno pojechał, a zarośla go wprędce im zasłoniły.