Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom I 144.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkim służy, a nim się nie opiekuje nikt krom pana Boga.
— To się przecież na opiekuna skarżyć nie możecie — zaśmiał się słuchacz.
— Nie skarżym się — zamknął stary, którego rozmowa nie zdawała się bawić...
Zamilkli, pomilczeli. Garuśnica nową miskę przysunęła gościowi... Bogna, wytarłszy fartuchem, podała mu łyżkę drugą za co się jej uśmiechnął tak, że znowu do ognia uciec musiała.
Zadumał się trochę przybyły, nim jeść począł, głodu już pierwszego zbywszy, jakby coś mu na myśli ciążyło.
— Więc nie bardzo sobie życie chwalicie? — zapytał.
— Ani chwalę, ni narzekam — rzekł Wiaduch. — Mam ci taką naturę, że wesoło biorę co Bóg zeszle, bo gdybym się trapił, sambym sobie szkodził... i tyle.
Znowu ręką zrobił ruch żywy, niby odpędzający.
— Bywacie w Krakowie? — zapytał podróżny.
— Na targu i do kościoła czasem jeżdżę — rzekł Leksa. — Nie ciekawym...
— Przecie jest na co patrzeć?
— A w domu jest co robić! — rzekł Wiaduch.
Podróżny się uśmiechnął.