Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom I 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kaźmirz słuchając i potakując, oczy miał ciągle zwrócone ku podworcom, uszy wytężone na szmer, jaki z nich tu dochodził.
Po wyjściu biskupów, nadeszli inni urzędnicy, odprawieni łaskawie, ale obojętnie; myślą był pan gdzieindziej.
Kochan Rawa, znający go dobrze, czytający w oczach tę niecierpliwość i zawsze chciwy przysługi, stał w przedsieniu, aby spodziewanego z Pragi gościa pierwszy pochwycił i panu przyniósł, jak się spodziewał, wesołą nowinę.
Lecz wieczór nadchodził, a posła pożądanego nie było. Coraz frasobliwszym stawał się Kaźmirz...
Z końcem dnia uchodziła nadzieja, aby wieść nadejść mogła rychło. Niechętnie naówczas podróżowano nocami, drogi były niepewne, rozboje częste...
Kochan poszedł do pana, któremu ochmistrzyni właśnie przywiodła była córkę sierotkę.
Król ze smutkiem w milczeniu ściskał szczebioczące dziecię, a na widok nadchodzącego powiernika żywo je odprawił.
Gdy sam na sam znajdowali się z sobą, ulubieniec, który przy ludziach głębokie, królowi należne okazywał uszanowanie, przybierał dawny tryb poufały...
Kaźmirz takim go mieć lubił.
— Kochan — zawołał wybuchając — co ty mówisz na te zwłoki?? Ja przeczucia mam złe!