Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 185.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aby wstrzymać ich gwałtem, bo przewidywał, jakie to wrażenie na królu uczyni, lecz już było po czasie.
Obaj bracia szli, za ręce się pobrawszy, wprost do zakapturzonego, przed którym uklękli. Dano im bicze... poczęli się chłostać.
Król wstał od okna, aby przykrego uniknąć widoku, a nieopuszczający go opat rzekł głośno:
— Lepiejby uczynił ks. Biskup, ażeby się tu wdał z władzą swoją i ludzi opętywać nie dopuścił, niż w inne wdawał się sprawy.
Król powracał na zamek...
Wśród wrzawy i wielkiego poruszenia w rynku, gdzie lud się zbliżać zaczął do biczowników i przemógłszy trwogę, mięszał z nieszczęśliwymi — wieczór nadszedł. Słońce skryło się za budowy miejskie, mrok wieczora zaległ ulice.
Biczownicy pozostali na Rynku, który zwolna wyludniać się zaczął. Pieśni i biczowanie ustało, zgraja włóczęgów wysilona, znużona, padała na ziemię i zabierała się do spoczynku, w miejscu, które zajmowała.
Co przyległo do nich z miasta, pozostało wśród przybyszów, usiłując pobratać się z niemi. Lecz tu spotykały ich dzikie wejrzenia, niezrozumiałe szyderstwa i przekleństwa. Oprócz wodzów nikt ich znać nie chciał, odwracano się od nowych braci.
Po wrzawie i miotaniu się nastąpiło milczenie głuche i spoczynek. Niektórzy już usypiali, leżąc