Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 162.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i Biskup też wie..., rzekł przeor. Nie dadzą im tu popasać, rozpędzą.
— Oni sami dłużej nigdzie nad dzień nie popasają — odparł ks. Ireneusz...
— Chodźmyż popatrzeć na to dziwowisko, rzekł przeor wzdychając. Wczoraj oznajmiono, że się tu wloką.... już powinni być.... Staną pewnie w rynku...
— Chodźmy, dodał Ireneusz, ale wnijdźmy gdzie do kamienicy. Dosyć będzie patrzeć zdala, aby znowu nie powiedziano, że to dominikańska robota, a my z nimi trzymamy.
— Do Wierzynka, rzekł przeor, tam nas przyjmą. Okien ma dosyć. Mówiąc to, wolnym krokiem poruszyli się, idąc ku rynkowi i przed się patrząc ciekawie. Ulice pełne były ciekawego ludu, lecz nie sama ciekawość tylko malowała się na twarzach, trwoga, niepokój, nieokreślone to uczucie, które opanowuje na widok spraw niezwykłych i niewytłómaczonych.
W naturze ludzkiej jest coś, co ją czyni podległą wpływowi szczególniej uczuć gorących i wielkiego zapału. Są one w całem słowa znaczeniu zaraźliwe. Człowiek od nich częstokroć broni się z razu szyderstwem, zasłania niewiarą, ale w końcu siła dla niego nie zrozumiała opór ten łamie, zwycięża, i gdy tłumy przejmie ten ogień a porwie i pochłonie, jednostki uledz muszą i dać się porwać prądowi.