Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwała się — ale jakiż błąd być może w surowej pokucie?
Ks. Ireneusz z uśmiechem odparł:
— Wieleby o tem mówić trzeba... a ja, duszyczko pobożna, jedno tylko powiem. Gdzie kapłana nie ma jako przewodnika, tam się łatwo ludzie obłąkać mogą. Tu zaś, pomiędzy tymi Biczownikami, o kapłanach nie słychać. Jacyś nieznajomi, nieświęceni, samozwańcy wodzowie, prowadzą te gromady.
Niewiasty i mężczyźni różnego wieku idą pospołu, żyją pospołu... hm! hm! nie zdaje mi się, by to czysta sprawa była...
Gospodyni zadumała się nieco.
— Grzesznicą jestem — rzekła — wielką i niegodną łaski Pana... nieświadomą rzeczy wielu, ale mi się ta pokuta publiczna, to życie jej oddane całe, ta krew brocząca goścince nieprawości, wydaje tak piękną! tak piękną!
Przeor się zmarszczył.
— O! o! — przerwał — gotowaś sama pójść z niemi!
Baśka chwyciła się z siedzenia, i krzyknęła...
— A! tak... niech się zjawią tylko — rzucę wszystko... nie wytrzymam, pójdę!!
Księża spojrzeli po sobie, ks. Paweł zamilkł, i chcąc rozmowę odwrócić, wtrącił, iż wieść chodziła, że wkrótce król miał uledz i klątwa zdjętą