Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 138.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzie, podniósł się z ziemi uradowany, pocałował kolana królewskie, twarz mu się wyjaśniła...
Nie było mowy ani o Baryczce, ni o klątwie...
Wybierano się, nie śpiąc noc całą, w podróż; król zabierał znaczniejszą część dworu swojego, łowiectwo całe, choć miał drugie w Poznaniu, mnogich komorników, konie, wozy i oddział znaczny rycerstwa.
Na biskupstwie tymczasem gotowano się uroczyście, z całym ceremonjałem kościelnym, w katedrze na Wawelu wyrzec to anathema na króla, które w rozumieniu biskupa od narodu go miało oddzielić, zmusić do pokuty i pokory...
Bodzanta, pod świeżem wrażeniem męczeństwa swojego ulubieńca, nie chciał ani zwlekać z tem, co za konieczne uważał, ani sobie dawał odradzać... Niektórzy kanonicy pokornie mu przedstawiali skutki tego kroku wątpliwe, a dla kościoła mogące być uciążliwemi. Biskup słuchać ich nie chciał. Sam on, otoczony duchowieństwem, miał wyrzec to straszne — anathema na pomazańca bożego.
Dzień trzeci po tym był wyznaczony; jak gdyby królowi dano jeszcze jedną dobę do opamiętania.
Bodzanta gotów był miłosiernym być, lecz warunki zakreślał ciężkie i upokarzające...
Wiedział, iż na Wawelu nic nie jest tajnem, co się u niego uchwala, bo nawet najskrytsze