Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 025.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A co? a co?
To, o co obwiniano króla, szczególniej mu smakowało.
— Chłopów król, a nie nasz! — mruczał — chłopów król.
Tymczasem Otto dalej opowiadać zaczął:
— Łońskiego roku, gdy Pan Bóg nas tym strasznym morem pokarał, który wiatry zkądś przyniosły, a drudzy prawią, że z kupcami do nas i kupią przywędrował, ludzie padali jak muchy. Trwoga była okrutna, tak, że niektórzy ze strachu samego marli, choć czarnych wrzodów, i krost, i dymienicy nie mieli. Kto żyw, z Krakowa życie unosił, bo tu powietrze, jak ks. Baryczka powiada, za przenajświętszy Sakrament sponiewierany mściło się bezlitośnie.
Zakonnicy tylko i księża, gdzie którzy pozostawali, aby umierającym ostatnią oddać posługę. Nie nastarczyć było grabarzy i trumien... Walały się trupy pod płotami, co je potem lada gdzie do dołów rzucano, aby zarazy pozbyć.
Król, który w Krakowie podówczas nie był, gdy się to poczynało, jakby sobie z mocy Bożej urągowisko czynił i wyzywał ją, choć go ten z Melsztyna i inni prosili, po rękach całowali, aby się kędy w lasy schronił, nie, wprost na Wawel powrócił!
Było to właśnie w porę, gdy ludzie dowodnie doszli, iż pomorek był bodaj sprawą żydów, albo