Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 197.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dowej nic dobrego nie zwiastowało, przychodziła z twarzą usznurowaną, pochmurna, skłopotana.
Sam na sam z Maćkiem zostawszy, złożyła chude ręce.
— Wiecie już wszystko — zawołała głosem zniżonym a pospiesznie. Co księżniczka łez wylała! ale na co się to wszystko zdało, korony odmówić nie pozwolą, choćby się dla was zrzec jej chciała.
— Mali ona serce dla mnie, przerwał Borkowicz gwałtownie — niechże ma i odwagę! Porwę ją i uwiozę, nie dogonią nas... Gotówem stu i dwóchset ludzi zebrać.
Konradowa się zatrzęsła...
— Ale z niej oka nie spuszczają! zawołała. Gdyby chciała się wyrwać z tej niewoli, nie może.
— Siłą, mocą, na zamek wpaść gotów jestem — począł Maciek. Załogi wielkiej nie ma...
Zechceli, zgodzi się — niech skinie...
Konradowa wielce zmięszana, milczała czas jakiś, głowę tylko przechylając...
— Gdyby naprawdę sprzyjała mi, dodał Starosta — jam na największe ofiary gotów. Życie postawię!
— Juści, juści, przebąknęła, pomilczawszy jeszcze, starsza pani, — że ona wam bardzo, bardzo sprzyjała i sprzyja — to ja wiem najlepiej. Że za mąż iść za tego króla, który niewiast tyle nieszczęśliwemi uczynił — nie ma ochoty — toć