Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 191.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Juściż będziecie się mieli kim wyręczyć — rzekł, a choć na królewskie gody przybędziecie.
Wspomnienie to poruszyło znowu Starostę, tak, że ledwie się mógł utrzymać nie zdradzając.
— Jakie gody? zapytał, zdziwienie grając.
— Wiedzieć musicie, iż król się nareszcie prośbami wszystkich dał skłonić do ożenienia...
— Jeszcze raz? przerwał Maciek.
— Nie stary jest — mówił Wierzbięta...
— A przyrzeczona Ludwikowi korona!
— Wiecie, że stoi w opisie warunek, gdyby potomka nie miał...
— Daj Boże szczęście! odparł Borkowicz — ano król nie bardzo młody, jeśli parę dobierze do wieku, potomstwa się nie doczeka, jeśli mu młodą dadzą...
Niedokończył, głową potrząsłszy.
— Swatają mu szlązką Jadwigę, rzekł Wierzbięta.
Maciek ramionami poruszył.
— Co mam rzec? daj Boże szczęście, choć ja się go spodziewać nie umiem.
— Boże uchowaj złego! rzekł Wierzbięta. Ja mam lepsze nadzieje.
Tu chwilę pomilczawszy, dodał.
— Do Krakowa jedźcie, królowi się stawcie, taka rada moja. Różni tam ludzie, mogli mu wasz zapis tłómaczyć krzywo, opowiecie sami, że go potrzeba było, a królowi on strasznym nie będzie...