Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przesunęło się przez nią od rana ludzi dosyć, a czeladź męzka i żeńska stołów zapomniała opróżnić i oczyścić.
Na wpół wybielonych obrusikach pomiętych tułały się misy z kośćmi i zastygłą strawą niedojedzoną, kubki piwem pooblewane, chleba kromki i kawałki, dzbanki i różne naczynia. Nieład był, jak w gospodzie na popasie, jak w obozie... Ławy niektóre w poprzek izby stały, inne powywracane leżały... Psisko ogromne, właśnie się niepostrzeżone wkradłszy i sparłszy łapami na stole, misy wylizywać zaczynało.
Maciek z dumną swą miną naprzeciw gościa wystąpił, chcąc dlań uprzejmym być. Wołano na służbę.
Wierzbięta zwolna, nie bardzo się oglądając, zbliżał się do Starosty.
— Przebaczycie mi, miłość wasza — rubasznie rzekł Borkowicz, bom ja tu choć w domu, a jak w gospodzie, więc — nie wonno u mnie i nie wytwornie. Jam żołnierzem bywał a prostych obyczajów nie pozbył się.
— Ano, wszystko dobrze — odparł obojętnie Wierzbięta, bylem was znalazł, reszty mi nie trzeba.
Uczynił Starosta miejsce na ławie dla przybyłego, sam się przy nim sadowiąc, gdy brat i syn oddalili się, aby wydać służbie rozkazy.
Wnet też, jak wprzódy nikogo nie było, nagle