Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 147.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeżeli tak jest — dodał gospodarz domu — strzeżcież się króla narazić sobie próżnym już oporem. Nie czyńcie nic — nie sarkajcie... zyszczecie łaskę jego...
— Nie zmuszajcie mnie tylko ani dziś, ani jutro iść przed oblicze jego — odezwał się Lewko — wyczytałby mi w oczach ranę, którą w sercu uczynił. Możemyż my mu się przeciwić? Możemyż sarkać? My? Rąbek jego szaty za uczyniony srom powinniśmy całować!
Uśmiechnął się Lewko...
— Stało się.
Nazajutrz zjawił się ks. Suchywilk, który miał czas przekonać się z tego, co słyszał na królewskim dworze, iż pogłoska nie była fałszywą. Smutny przychodził tu po jej potwierdzenie.
Wierzynek był już przysposobionym.
— Prawdą więc jest, co powiadają? zapytał ks. Jan.
— Gdyby nią było — odparł, nam wiernym sługom pańskim nie godzi się wiedzieć o tem, co on sam zataił przed nami. Dopóki król nie powie mi: — wypłać Estherze z żup ratę, dopóki nie przyzna ją za swoją, ja oczy zamykam.
— Ale ja ich na to zawartych trzymać nie mogę! odparł ks. Suchywilk... Zarzucają mi ludzie, żem mu w wielu sprawach pobłażał... cóż powiedzą, jeżeli teraz zmilczę?