Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 144.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Król, ocalił mi życie — rzekła zwolna — ja i ono do niego należało...
Lewko jęknął.
— Przyznajesz się więc? zawołał.
— Król pokochał mnie — rzekła — a król może wiele dla narodu naszego... Miałam dla niego cześć i miłość...
Spuściła głowę i ręce rozpostarła.
— Nie zapieram nic! chlubię się tem...
Lewko plunął przed nią na podłogę i kroków kilka odstąpił. Hamował się, aby nie rzucić przekleństwa. Estera patrzała nań z dumą i spokojem.
Odszedłszy od niej, żyd padł na siedzenie i zakrył sobie oczy... Opłakiwał wstyd krwi swej... lecz nie rzekł słowa... Esthera zbliżyła się ku niemu...
— Lewi — bądź spokojny — odezwała się, hańba, jeżeli jest, spada na mnie, dobrodziejstwa na was spłyną. Król kocha mnie, a ja nie przestałam być córką Izraela, odciągnąć mnie od niego nie potraficie — musielibyście zemsty się jego obawiać. Nie plujcie na niewiastę, która pod płaszcz swój weźmie plemię całe!
Lewko milczał, białemi, suchemi, kościstemi palcami twarz ciągle zasłaniając...
Przemógł się wreszcie, odsłonił ją i powstał.
— Nie przeklinam cię, — rzekł — Bóg nasz niech sądzi. Trzymasz serce królewskie w dłoni — nie rzucajże go... Żadna dotąd niewiasta przywiązać