Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po raz pierwszy tak blizko, w blasku dnia go widząc przed sobą.
Szlachetne rysy jego nosiły na sobie ślady lat przeżytych i cierpień wielu, czoło było zorane, świeżość młodości znikła z twarzy tej męzkiej, lecz jeszcze pięknej, wrażającej poszanowanie, a nadewszystko dobrocią namaszczonej, której smutek dodawał wdzięku. Piękny ten jeszcze, w sile wieku mężczyzna, z włosem brunatnym, spadającym na ramiona, w którym zaledwie rzadką siwiznę dojrzeć było można — patrzał na nią z zachwyceniem, z upragnieniem czekając słowa...
Nie mogąc się go doczekać, bo wdowie całej drżącej, myśli w głowie poplątanych zebrać nie było łatwo, Kaźmirz mówił dalej.
— Nie mam potomka, wiecie, że w razie, gdyby mi go Bóg odmówił, korona jest już siostrzanowi memu przyrzeczoną... Lecz nie zwątpiłem jeszcze, wy może będziecie matką tego upragnionego...
— Panie — przerwała Rokiczana niespokojnie — zaklinam was! mówcie, jestże to pewnem? Miałożby to prawdą być? Nie jest to sen i złudzenie?
— Mówiłem wam, ślub nam dać przyrzeczono... wyciągam do was rękę... ofiarując przysięgę...
Tu król zatrzymał się nieco...
— Tak jest, jak powiadam — dodał — lecz, ponieważ z Biskupem krakowskim jestem od lat