Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 037.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

babę brzydką i nieznośną, nie zbliżył się nawet do niej, mężem jej nie był i nie jest.
— Możeż to być? — zawołał Rawa.
— Mogłoby być, gdyby tylko król odwagę miał taką jaką ja mam.
— Na odwadze mu nie zbędzie, bo umęczony jest i bezdzietnością tą, i życiem bez rodziny, w pustym domu, a miłostki mu już obrzydły. — Ale któraż księżniczka albo wielkiego rodu pani zechce wyjść za niego, gdy jest wątpliwość... gdy.
— A wam koniecznie księżnej potrzeba! rozśmiał się Opat, przecie królewskie dziecię z jakiejbądź małżonki prawej zrodzone, takim będzie królewiczem, jakby w nim niewiem czyja krew płynęła. Byle młodą była a miłą mu i potomka dać mogła — niech bierze kogo chce...
I Opat raz jeszcze powtórzył wesoło, ręką błogosławiąc, jakby już ślub dawał.
— Ślub, ja dam.
Stał Rawa zadumany...
— Hm! — rzekł — król w Pradze będąc u cesarza, napatrzył sobie niewiastę, która mu bardzo w oko wpadła.
— Jakiego stanu? — zapytał ks. Jan.
— Mieszczka jest, ale bogata, poznał ją przecie na dworze, czasu zabaw cesarskich. Nie nazbyt młoda, urodziwa, poważna, stateczna, wdowa po Rokiczanie...