Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/180

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    dzić. Taż to jus gentium laesa est — co my teraz poczniemy.
    Świderski się rozsierdził.
    — E! co mi tam jus gentium Sobieski ich tam płata już, a my tu będziemy szanowali — chciał nam tu pod nos kurzyć! a zasię!!.. Co z woza spadło — to przepadło!!
    I dał znak aby prowadzono więźniów daléj, a Trzeciakowi tylko rzucił na odjezdnem.
    — Odprowadzę go do gospody, straż postawię, a potem się z ks. podkanclerzym rozmówię.
    Tak się stało. Turcy jak nie pyszni musieli do gospody nazad, ale im pałaszów nie oddano i Świderski straże postawiał w rzędzie, dając im rozkaz — zechce który się wymykać — precz — kulą w łeb. — Sam wprost z tamtąd pojechał na kwaterę do Biskupa i zastał go właśnie, gdy od Arcybiskupa powróciwszy się przebierał. Kazał się oznajmić Świderski.
    Biskup wyszedł natychmiast.
    — Co mi tam W. Mość powiesz dobrego! zapytał.
    — Fraszka, księże biskupie — turków do niewoli wziąłem, co mam z niemi robić?
    — Gdzie? jakich? zawołał przestraszony Biskup.
    — A no, tego Agę! wiercił mi się po ulicach — gwałtem chcąc do króla — ażem musiał go osaczyć i zmusić do złożenia oręża.
    Ksiądz Olszowski pobladł i zaczął się trząść ze strachu.
    — Jezu! Marjo! — wykrzyknął — cożeś to wać pan najlepszego uczynił — poseł jest — nietykalna osoba...
    Świderski ramionami ruszył.
    — Ja tam o tem niewiem nic, a — bruździ mi i chce