Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

naprzeciw nieprzyjaciela — wszystko tak się składa jak przewidywałem, lub nawet lepiéj nie mogłem się spodziewać, nie pozostaje nam nic nad uderzenie — w imie Boże, najeźdźców... niżeli oni stosunkową naszą słabość obliczą...
Mniéj nas jest, to prawda, aleśmy nawykli siłę naszą nie liczbę mierzyć — jest nas dość by ich zwyciężyć...
Mówił z wielkim zapałem, a twarz Paca, który słuchał w ponurem milczeniu, przyoblekła się jakby chmurą czarną.
— Postanowiłem wypatrzywszy godzinę, gdy modlitwą będą zajęci — mówił Sobieski, uderzyć na ich obóz od strony wału nowousypanego, bo ta jedna przystępna...
Pac słuchał czekając końca, a gdy Hetman zwrócił się do niego, wzywając aby objawił swe zdanie, począł zwolna i zimno.
— Nie miejcie mi za złe — mówił, iż ja wszystko dobrze rozważywszy ważyć się na wyzwanie do boju niemogę. Idąc tu nie rachowaliśmy na taką nieprzyjaciela siłę, ani na takiego wodza jakim jest Hussejn, ani na pozycję tak obronną, pod skrzydłami zamku... Ważyć na niepewne losy spotkania z przeważną liczbą nieprzyjaciela, który tu przyprowadził walecznego i w kandij zaprawionego żołnierza, my z naszemi pościąganemi na prędce, młodemi i niedoświadczonemi ludźmi — nie możemy...
Ustąpić ztąd potrzeba i czekać pomyślniejszych dla nas warunków.
Sobieski się wstrząsnął cały.
— Nie doczekamy się nigdzie i nigdy pomyślniej-