Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na palcach podszedł do łoża, przyłożył głowę do piersi aby się oddechowi przysłuchać, wziął leżącą na kołdrze rękę... i odstąpił po chwili.
Hela poszła za nim.
— Panie mój — pociesz mnie! — szepnęła. — Stan króla się polepszył? Uratujemy go?
Lekarz milczący patrzał na nią.
— Bóg czyni czasem cuda — odezwał się głosem słabym — ale tu jużby cudu potrzeba — na przywrócenie mu życia wyczerpanego... Chcecież aby dłużéj się męczył??
Gwałtownie zachodzić się cichym płaczem zaczęła kobieta... Braun z tą zimną krwią nawykłego do patrzenia na śmierć człowieka, spoglądał na nią.
— Ja nie wyrokuję nic — rzekł — ale i obiecywać nic nie mogę.... Niestety! dobito jakąś wiadomością przyniesioną niewcześnie, jakąś zatrutą, strzałą... od któréj myśmy go zasłonić nie zdołali!!
Wśród tego milczenia i płaczu, Michał się przebudził wołając..
— Na mury! do szturmu!! tędy! zamną. Jeremi idzie przed nami.. turcy uchodzą... Kamieniec otwiera bramy...
Syknął boleśnie...
— Ojcze mój — rozpoczął zmienionym głosem — jam niewinny!! jam życie dać był i jestem gotów... wyrwano mi oręż z ręki — zamknięto... żona stanęła w progu... Prymas mi nałożył kajdany... ale wszystko to minęło — jestem wolny.. Sobieski ze mną.. Pacowie przy mnie — na turka... Zdeptałem ten kaftan... poszarpany ten traktat... wszystko minęło — nad Wiśniowcem znowu słońce wschodzi Ojcze! — ojcze...
Głos się zniżył, słuchając płakała Hela: Szmer już