Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/097

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    was — czy mi się w najmniejszéj rzeczy polepszyło i nic a nic!!. Pozwólcież sprobować czego innego — ruchu — powietrza, a nadewszystko wewnętrznego uspokojenia, dziś ja z samego niepokoju choruję.
    Braun nieznacznie poruszył ramionami.
    — N. Panie — rozpoczął..
    — Niczego słuchać nie chcę — przerwał Michał — niemogę. Wierzcie mi że gorzéj już nie będzie jak jest, nie mam nic do stracenia. Po całych dniach trawi mnie wewnątrz jakieś poczucie niby głodu — próżni nie nasyconéj. Jem dziwnie, a potem boleści — boleści..
    — Przestrzegam od jedzenia — szepnął Braun..
    — Tak, ale nieznasz tego co ja doznaję — gdym głodny — rzekł król — na ówczas ogarnia mnie prawie szaleństwo... Muszę jeść — przynajmniéj przez ten czas gdy spożywam, mam chwilę wytchnienia.
    Doktór słuchając głową potrząsał.
    Nagle Michał zamilkł, spuścił głowę i próżną szklankę wyciągnął ku Heli... Ta spojrzała na Brauna, który cukier i cytrynę widząc na drugim stole, dał znak przyzwolenia, chociaż i temu napojowi nie bardzo rad się być zdawał.
    — Ale o wyprawie pod Chocim, czy Kamieniec, czy ja tam niewiem gdzie — mówiła Kiełpszyna — mowy być nie może.
    — A przynajmniéj nie powinno — potwierdził lekarz.
    Zmarszczył się król.
    — Waćpan będziesz przy mnie — szepnął — zawsze więc czas — zatrzymać, gdyby... choroba istotnie się pogorszyć miała...
    Braun westchnął.
    — Z téj podróży nic być nie może.