Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

daje mi nawet antidota. Nad kuchnią i piwnicą nadzór jest pilny — lecz któż ujdzie swojemu przeznaczeniu?
Zadumał się.
— Śmierć jest niczem, zamruczał zamyślony — cierpienia się boję...
Zebrzydowska pochwyciła rękę wychudłą króla i całować zaczęła — oblewając ją łzami, Michał zdawał się uspakajać.
— Niemówmy o tem — odezwał się żywiéj — wróćmy do Kiełpsza...
— A ja proszę nie mówmy o nim — westchnęła Hela.
Wachała się chwilę.
— Nie moglibyście sobie Toltiniego pozyskać? zapytała... Ma wpływ wielki na umysł królowéj, jest u niéj wszystkiem... To pomocnik jéj myśli, pomocnik, przyjaciel sługa...
— Wiem o tem, rzekł król zimno — lecz Toltini jest już w ręku nieprzyjaciół i spiskuje z niemi. Co knuje? o tem niewiem, lecz że na współ z niemi działa to pewna... Chcieli by się mnie pozbyć, ale ja téj cierniowéj korony, właśnie dla tego że mi dolega, nie zrzucę. Mają jeden ten tylko sposób — truciznę.
— Nie posuną się aż do zbrodni — odparła Zebrzydowska. Nienawidzę tych ludzi, ale nie sądzę aby zdolnemi byli zajść tak daleko.
— Znajdzie się ktoś co im usłuży — począł Michał zimno. — Zresztą — któż wie co poczną aby mnie zgładzić — sposobów jest wiele.
Widząc dziewczę rozpaczającem, król nagle zamilkł, zrozumiał że napróżno ją trapił temi domysłami gdy ona powiernicą tylko być mogła bezsilną.