Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O już to że biedny to biedny, — szepnął nowo mianowany Krajczy, — my co się ciągle o niego ocieramy wiemy to najlepiéj. Prymas i Hetman w czem mogą i jak mogą szkodzą, nękają, sprzeciwiają się, prześladują, a on — zbyt dobry jest.
— A i to prawda — przerwała Hela żywo — nadto powolny i łagodny — ale natury jego nic zmienić nie potrafi... Co to małżeństwo mu gotuje — dodała — jeden Bóg wie... Miał dotąd przynajmniéj czasem chwilę wytchnienia — teraz i tę mu ono odbierze...
— No — rzekł Kiełpsz — ja się tém pocieszam, że arcyksiężniczka młoda, król miły i umiejący serca pozyskiwać, nie może to być aby ona się do niego, a on do niéj nie przywiązał.
Na twarzyczce bladéj panny Zebrzydowskiéj nagle zjawił się rumieniec, oczy jéj błysnęły ogniem jakimś dziwnym, wargi zadrgały, lecz nic nie odpowiedziała długo — a potem cicho szepnęła.
— Daj Boże! daj Boże!
— Pani widziała jéj konterfekt? — zapytał Kiełpsz...
— Tak — król mi go pokazywał — odparła krótko.
— Dosyć przystojna — odparł Krajczy.
— Ja tego nie znajduję — rzekła Hela — twarzyczka pospolita, a wyraz jéj dumny... Zresztą malarze nie zawsze trafiają.
— I to téż pani słyszeć musiała — szepnął Kiełpsz — bo to wszyscy powtarzają, że była słyszę przeznaczona, innemu... Lotaryngskiemu podobno, z którym się znała od dzieciństwa.
— Żal mi jéj — odpowiedziała Zebrzydowska — ale się za swój los na naszym panu mścić gotowa...
— Ja niewiem — począł młody Krajczy — ale mnie