Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a płacze... czasem wybucha, ale to ogień słomiany, podrażni tylko nim nieprzyjaciół, a nazajutrz zmięknie... A przytem — dodał ciszéj zakonnik — szczęścia niema! Nic mu się nie wiedzie, Bóg go kocha bo mu krzyże zsyła. — Dla tego ja i tego małżeństwa więcéj się obawiam niż niem cieszę.
— Hm! mruknął Piotrowski.
O. Czesław sparł się na stole i pochylił ku niemu.
— Ks. biskup chełmiński — ciągnął daléj, — panu i królowi jak najlepiéj życzył swatając arcyksiężniczkę Eleonorę, ale czy o tem wiedziała co ludzie powiadają, że było przeznaczoną księciu Lotaryńgskiemu i z nim od dzieciństwa w wielkiéj i serdecznéj poufałości?? Jedzie tedy pewnie ze łzami do nas, a ze wstrętem do narzeczonego jéj męża... a że krew w sobie czują cesarską... ten zaś potulny i łagodny jest — czego się tu spodziewać?
— Ale bo — gwałtownie podchwycił Piotrowski, — wy mój ojcze, widzicie wszystko tak czarno, że aż mnie się zrobiło straszno w duszy... niech Bóg uchowa!! Król, mężczyzna!! powinien się postawić tak aby mu nikt nie śmiał...
Dobrodusznie O. Czesław począł się śmiać mocno.
— Ireneuszu mój — zawołał — widziałeś ty kiedy mężczyznę aby nad niewiastą górę wziął? i nigdy w świecie! Dla tego ojcowie kościoła zowią ją kusicielką, istotą nieczystą, niebezpieczną. Grzech i kara na ziemię przez nią przyszły...
— Ale też i odkupienie — przerwał Grzegorz...
Zakonnik zamilkł chwilę...
— Tak, ale na to było potrzeba istoty bez zmazy