Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/020

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    piramidy cała wznoszą... jakby z marmurów, alabastrów, i kryształów...
    Piotrowski się uśmiechał, po troszeczku wino cmoktając...
    — A gdybyście byli króla tego naszego widzieli, gdy w dzień elekcji stał pod chorągwią, niepoczesny, skromny, zbiedzony... — począł z pod wąsa — na pole przybył bodaj samotrzeć, konie pożal się Boże, barwa wyczesana... i oto cośmy dokazali, dziś on Cesarzównę zaślubił — i tysiącami zamierza gości jego nie nakarmić.
    — Ja zaś powiadam wam — przerwał zakonnik, aby tylko wdzięczen był... Nasza głowa kościoła — Prymas cierpieć go nie może choć musi, Hetman także nieprzyjaciel, między Senatorami dobrze połowa wrogi... gdyby mogli w łyżce wody by go utopili.
    — Ale królem jest! podchwycił Piotrowski gwałtownie. Na jego miejscu wszystkich tych wrogów króla a per consequens i ojczyzny nauczyłbym rozumu.
    — Gdyby było komu pomódz — rzekł ciszéj zakonnik — ale on bez mała, sam stoi jak palec...
    Zamilkli wszyscy.
    — Teraz już mu szlachcie pomódz będzie trudno — odezwał się pomyśliwszy Piotrowski — ale, jednak, gdyby bardzo Prymas ze swemi bruździł — kto to wie?? możemy stanąć przy nim i obronić.
    O. Czesław zamilkł...
    — Biedny to człowiek, rzekł po chwili, wiem od tych co go otaczają. Męczennikiem jest — a siły mu P. Bóg nie dał do takiéj walki nieustajnéj, gdzie na każdym kroku trzeba potrzeć sidła i zasadzki... Powiadają że czasem wszedłszy do gabinetu swego modli się