Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ireneusz spoglądał na niego z czułością wielką...
— Jak mi was żal! wyjąknął, ale dla króla to naszego czynicie — a to jest nasz król, nasz!!
— Jakto — nasz? zapytał zakonnik...
— Bo myśmy go a nie panowie i senatorowie królem okrzyknęli — rzekł Piotrowski, gdyż on to był...
— No — to ja wam powiem, rozśmiał się O. Czesław, że choć się jutro z cesarzówną żeni, choć go splendory królewskie otaczają — ale nie musi wam być wdzięcznym!
— Jak to! dla czego! krzyknął Piotrowski.
Zakonnik się rozmyślił, potarł ręką po twarzy, odetchnął i nie odpowiadając — zapytał.
— Możebyście co przekąsili!..
— A! co tam, przekąsili, podchwycił Piotrowski — nie o przekąskę idzie, ale coście powiedzieli?? Dla czego wdzięcznym być niema?
O. Czesław, który towarzysza swojego siostrzeńca nie znał, zamruczał tylko.
— Ciężka to rzecz korona — ta którą nam na głowie balwierz wygoli, daleko lżejsza i łatwiéj ją nosić...
To mówiąc obrócił się do swych faseczek i począł gospodarować.
Orzeźwiająca woń korzennych przypraw rozeszła się po izbie... krągły p. Grzegorz nosem ją wciągał z przyjemnością.
— Toć to będą łakocie — szepnął — a na te tłumy gości, jak nastarczycie... dalipan ani wiem!..
— Nastarczym — rzekł śmiejąc się O. Czesław, bo nas uprowidowano i my się sami też zmogli na zapas taki, aby lepiéj co pozostało, niż odrobiny zabraknąć nam mogło...