Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnął kustosz daléj — ale potrzeba mieć własną wolę i — powoli ze wszelkich się wiązów wyswobodzić. Kraj po was, królu mój, wiele wymagać będzie, a nie zechce pamiętać na to w jak ciężkich warunkach, szlachta narzuciła tę koronę!!.
Wojna wisi nad nami, z kozactwem nie ma końca, z Turkami nieunikniona walka.. Polska jest otoczoną nieprzyjaciołmi, Jan Kaźmirz wam ją przekazał osłabłą, zniszczoną, okrwawioną, zbolałą — a was — opasał kołem zawistnych i wrogów...
— Spodziewamy się ich pozyskać — wtrącił król nieśmiało.
— Nie wiem — mówił daléj kustosz — zjednać będzie trudno, trzeba ich przełamać. Energji na to i silnej woli!!
Spuścił oczy Michał, jakby nie śmiał ich obiecywać.
— Sobieski — rzekł — musi być pozyskanym, bo my go nie przemożemy. Wojsko ma w nim ufność, wodza drugiego jak on, nie uwłaczając ks. Dymitrowi, znaleźć trudno...
— Sobieski — ciszéj odparł kustosz — nie tyle jest strasznym co Prymas... Z bólem serca muszę to mówić o głowie kościoła. Tego by należało ująć, rozbroić — a to mi zdaje się prawie niemożliwem. Natura to skryta, mściwa i nieprzebaczająca... Klęski jaką mu zadano, nie przebaczy nigdy..
— Ale mnie jéj przypisywać nie może — odezwał się Michał. On nie lepiéj niż inni, żem ani się starał, ani pożądał, ani wiedział do chwili ostatniéj co mnie w polu elekcyjnem czekało.
— Tak jest — dodał Fantoni — ale na nikim