Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/170

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    indziéj siła wypadków, iż królów wyganiano i pozbywano się ich.
    Rozprawy, utyskiwania i narady u Prażmowskiego trwały do późnéj nocy, ale nie umiano postanowić nic i skończyło się na narzekaniach i odgróżkach.
    Na zamku króla męczyli dopominający się posłuchania, przynoszący mu wieści, składający życzenia, przypominający się, jako starzy ojca słudzy... Michałowi tak tęskno było do matki, że w końcu wyrwał się z nieodstępnym Lubomirskim do niéj... Tu się spodziewał spocząć i odetchnąć... Nie brał z sobą ani dworzan, ani komorników, ani orszaku, który by go zdradził, chciał być po staremu Michałem, tym wolnym... i szczęśliwym.
    Hela powitała go w progu.
    — Król!... — zawołała głośno.
    — A! nie — choć tu niech ja nim dla was nie będę — przerwał Michał, chwytając jéj rękę, jam już tak zmęczony jednodniowym panowaniem...
    Matka wyszła do niego... z uśmiechem na ustach. Ona — ona — niestety — jedna się radowała w duszy temu tryumfowi, który dla niéj zarazem był pamięci ojca oddaną pogrobową sprawiedliwością. Na jéj twarzy widać było szczęście i ona męztwem syna się starała natchnąć.
    — Helo kochana — zawołała — na zamku pustki, oni może jeść co nie mieli, przyjmże Najjaśniejszego Pana!...
    Wtem Lubomirski począł opowiadać o wyposażeniu przez szlachtę, a ks. Gryzelda spłakała się nie ciesząc darami, ale miłością, co je przyniosła...
    — Tak — dodał Starosta Spicki, kończąc — ale