Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nosili się śmielsi prosząc o głos, zahukiwano ich wrzaskiem.
Oswoiwszy się dopiero z tą wrzawą, ks. Michał mógł pojedyncze wykrzyki zrozumieć...
— Precz z Kondeuszem! precz z przekupionemi!
Jeden z biskupów powstał, ręce rozpostarł, podniósł je ku niebu — ale nieubłagał milczenia — powórzono.
— Precz z Kondeuszem!
Ekskludować Kondeusza! Precz z Judaszami! precz ze zdrajcami!
Gdy prośby senatorów nic nie mogły na rozwścieczonym tłumie, szlachta po za szopą zebrana, sykać zaczęła sama, domagając się milczenia, które nie rychło, powoli... zaczęło się od uśmierzenia bliżéj stojących i poszło potem w głąb tłumów... Szmer tylko głuchy i szczęk szabel nieustawał... W tem po za szopą, na rękach podniesiono barczystego mężczyznę, a ten pomimo wielce niewygodnego na rękach panów braci umieszczenia, rozpoczął mowę.
— Jawnem to jest — nikt się z tem nie kryje, wszyscy wiedzą, że Kondeusz ludzi i głosy zakupił... Stała się zdrada i świętokradzkie przysiąg złamanie... Ojcowie to ojczyzny dopuścili się simonji... — sprzedali sumienia... Kondeusz co ich kupił nie może być królem naszym. Pocznie się to panowanie od frymarku, skończy na zdradzie i sprzedaniu ojczyzny.
Precz z Kondeuszem, ekskludować Kondeusza!!
Senatorowie siedzieli niemi. Ze szlachtą do tego stopnia rozszalałą nie było już sposobu ani traktować, ani ją chcieć uspokoić, ni przekonać.
Nikt prawie nie czuł się tu czystym w sumieniu, a z wyjątkiem niewielu twarzy, z których jeszcze du-