Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rządnych, nachodziło dużo, z kośćmi podrabianemi, z kubkami umyślnie na oszukaństwo robionemi. Kto się tu wdał w grę, nie wyszedł cały. Z tych zawsze prawie i kieszeń próżną i guzy w dodatku wynosił...
W szałasach niektórych cyganie, żydzi i różne narody grały do tańca, śpiewały pieśni, a młodzież z pannami z miasta patrzała się na pląsy... Na tem jeszcze nie koniec pokusom, bo ławek i straganów z rozmaitą kupią, stały całe szeregi, tak obrachowanych, że właśnie najpożądańsze towary w sobie zawierały, przyczem każdy taki przekupień zapewniał i poprzysięgał, że gorszy towar w mieście Warszawie, dwakroć był droższy.
W budach tych czego dusza zapragnąć mogła, dostał każdy.
Czapki, obówie różne, suknie nowe i przenoszone, chusty wschodnie, bramowania, kutasy, sznury, rzemień, sprzączki, żelaztwo... leżało tu poddostatkiem. Wszystko za bezcen...
Nie jeden łatwowierny szlachcic tak się tu zaopatrzył, że dopiero nazajutrz rano dojrzał oszukaństwo, gdy tego co go odrwił, ani było znaleźć...
Do miasta wprawdzie z ciekawości saméj każdy się wlókł gdy mógł, ale codzień tam bywać nie stało czasu.
W niedzielę obozowisko przy okopach, inną tylko przybierało postać. Budy z kupią były pozamykane, szynki nie wszystkie otwarte, bo kto mógł na nabożeństwo do kościołów spieszył.
W obozie było kaplic kilka pańskich, ale do tych się docisnąć nie każdy mógł i umiał. Wabiły też uroczyste nabożeństwa u św. Jana, u Jezuitów, u Bernar-