Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Że i ty nawet mnie obwiniasz! — rzekł — ale zachowanie się moje doskonale się godzi z położeniem...
— Ono mówi tylko jakbyś niczego nie żądał od losu i nie czuł się stworzonym do niczego więcéj nad taką zapomnianą, ubogą, egzystencją — podchwyciła Hela.
— Ale w świecie bez środków... bez... zewnętrznéj okazałości — przerwał ks. Michał — nic się nie robi, a na śmieszność naraża. Stojąc na boku, nie wymagając nic, łatwiéj mi jest moją godność zachować. Gdybym się cisnął zbyt natarczywie, mógłbym się narazić na nieprzyjemne odparcie, któregobym nie zniósł.
Rozmowa pomiędzy matką, która zamilkła dumając, z synem, zmieniła się na maleńką sprzeczkę Heli z kuzynem. Ks. Gryzelda, która potrzebowała być samą, wyszła zostawując ich z sobą, pewna, że młode dziewczę wypowie myśl własną razem ze swoją.
Michał usiadł naprzeciw niéj z rodzajem rezygnacyi, ale, jak zawsze, gdy z nią był sam na sam, twarz zwykle zasępiona rozjaśniła mu się, wziął jéj rączkę, pocałował, uśmiechnął się i rzekł prawie dziecinnym wyrazem głosu:
— Nie łajcież bo mnie wszyscy!... czego chcecie odemnie!... Jestem i bez tego dosyć biedny i umęczony...
Hela niecierpliwie poruszała ramionami, ale wejrzenie jéj z wielką czułością spoczywało na kuzynie.
— Wszyscy my o was się troszczym — rzekła — wszyscy, aż do ks. Kustosza, który choć obcy, znajduje, że wam przystało więcéj się i okazaléj pokazy-