Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

większa świetność nie zrówna! Michał zmuszony brać pensją od królowéj, nie jestże to świadectwo ojca, że wszystko ojczyźnie poświęcił?
— Lecz, jest we wszystkiem miara — podchwycił kustosz — co dla innego byłoby dostatkiem, dla syna Jeremiego jest niczem... Zbyt nizko nie potrzeba upadać.
— Wszystkie moje źródła wyczerpane — przerwała ks. Gryzelda — Lubomirskiéj prosić nie mogę, Dymitr nie ma wiele... moi...
Zamilkła.
— W takich razach — odezwał się ks. kustosz — gdy się na pewną przyszłość czeka, potrzeba rachując na nią zapożyczyć się bodaj... Ja dla w. ks. Mości u kanonika Brandta mam tysiąc czerwonych złotych leżących... a mojéj kustodji cała kamienica na usługi. Pustką stoi... Tam i przyjąć będzie można przystojnie i ze wszech miar wygodniéj.
Wzruszona księżna ledwie odpowiedzieć mogła i powtarzała ciągle.
— Niech wam Bóg płaci... Ja się pożyczać lękam a ten dworek...
Kustosz nie dał dokończyć.
— Dworek zupełnie dla księżnéj i dla ks. Michała nie przystał. — Mógł tylko służyć tymczasowo, póki się co innego nie znalazło — ja nalegam na kustodją. Stoi pogotowiu.
Na te słowa nadszedł właśnie powracający ks. Michał, posłyszał je i z radością nie tajoną, rzucił się ręce księdza całować. Matka zobaczyła go tak uszczęśliwionym, iż protestować nie miała serca. Westchnęła tylko.