Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mować, i gdyby Lubomirski mi nie przynosił wiadomości — żadnych bym nie miała...
— Elekcja — odparł kustosz — cała się smaży i gotuje u naszego ks. Prymasa, i u hetmana Sobieskiego. Tym dwom potęgom cóżby się oprzeć mogło?
Ks. Gryzelda zwolna podniosła blade swe, wypłakane oczy na Fantoniego.
— Wczoraj — rzekła — był u mnie stary sługa Jeremiego, Sandomierzanin, który teraz na swe śmiecisko powrócił. Prawił mnie dziwy, do których ja nie przywiązuję ważności — powiada, że szlachta zbiera się stanąć murem przeciwko panom i niedopuścić Kondeusza!!
Rozśmiał się dobrodusznie ks. Fantoni.
— Uliczna gadka! — zawołał — przy każdéj elekcji, szlachta staje okóniem przeciw starszéj braci — ale ją łatwo ułagodzić i pozyskać... nie ma się czego obawiać Kondeusza... Zresztą kogóż by oni chcieli i mogli wybrać. Dla nich tak dobry Kondeusz, Lotaryńczyk jak Neuburg, bo żadnego z nich nie znają.
— Ja prawie obojętnie patrzę — mówiła ks. Gryzelda — na wypadek elekcji. Kondeusz będzie miał na względzie, że królowa nieboszczka wielce była Michasiowi życzliwą i jéj winniśmy, że wychowanie odebrał staranne... o co mnie chodziło najmocniéj.
Jeżeliby cudem Lotaryngski się miał utrzymać, tego z pewnością cesarz będzie popierał, ożeni się z arcyksiężniczką — i dwór austryjacki mieć będzie wpływ wielki — a Michał ma na nim stosunki i przyjaciół.
Neuburczyk zaś. — —
— Wprost niemożliwy — dodał ks. Fantoni. Dwór