Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To król znajdzie, za co dać was sądzić, bo skarg i żalów na zbytki wasze dosyć jest. Więc i ziemia się nie ostoi — i głowa w dodatku...
Bąk szuby poprawił.
— Z królem a z biskupem — rzekł — ziemianinowi się nie borykać. Wiem ci ja, zkąd to wszystko płynie, za co na mnie ta groza.. Siła by mówić o tém, ale mnie nie posłuchają.
— Słowo wam nie pomoże nic — przerwał wojewoda. — Mówić możecie, co chcecie, a ziemię królowi trzeba dać.
Nikosz się strząsł tylko.
— Wojny prowadzić trudno! — burknął.
— Król niczyjej krzywdy nie chce — ciągnął daléj Hebda, przypatrując mu się ciekawie. — Otóż wiedźcie, że wam daje ziemi w dwójnasób tyle, koło Nowego Sąndcza. Jest i dwór i ludzi trochę i młynek.
Nikosz począł słuchać z uwagą większą — kłaniał się.
Wojewoda odpowiedzi czekał, ale jéj nie otrzymał. Bąk milczał, tarł w ręku połę sukni i w ziemię oczy wlepiwszy, ustami ruszał.
— No, cóż? — zapytał Hebda.
— Cóż ma być! — zamruczał Nikosz — kiedy mus...
— Zatém — podchwycił wojewoda prędko — czém prędszy koniec, tém lepszy. Wynieście się rychło, a w Sąndeczczyznie osiadłszy, z ludźmi