Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy więc tu w trwodze byli o Szarego, wiedząc, jak rad niebezpieczeństwa szukał i siebie nie szczędził.
Wojewodzina poczęła od tego, że im oznajmiła o Florjanie...
Domna poskoczyła do niéj żywo, z radością i niepokojem, nie umiejąc sobie wytłumaczyć, co wojewodzina w tych stronach — mogła mieć za sprawy i dlaczego się tu znajdowała.
— Jam ci téż Leliwianka — rzekła przybyła Halka — i dla tegom się czuła obowiązana, Florjanem zaopiekować.
— A on! on! gdzież jest? — zapytała Domna.
— Nadąży wkrótce — odezwała się Halka — wyście mężnego serca niewiasta, nie będę więc taiła przed wami, że rannym był w bitwie...
Domnie oczy się załzawiły, dziecko przycisnęła do piersi.
— Ranny był? — szepnęła, pilno się wpatrując w mówiącą.
Stary ojciec drżał słuchając...
— Dziś już rany znacznie pogojone, a że mu pewnie nigdzie lepiéj być nie może, jak w domu — więc przybędzie wkrótce...
Wszystko to Domnie się jeszcze nie dość wydawało jasnem — stała, czekając coś więcej.
Weszły razem do dolnej izby, w któréj młoda