Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nikosz mruczał — król! — śmiał się, ale jednak niepokój go ogarniał.
Dawszy się posilić wojewodzinie, sam potem ogień na kominie przykładał i po troszę jéj służył — zbywszy się pierwszéj swéj gburowatości.
Na ostatek o sobie mówić zaczął z żalem i bólem wielkim, że mu sąsiad wziął, co on najdroższego miał, że gdyby nie on, Domny by był dostał i na ziemianina takiego wyszedł, jako drudzy...
— Zalał mi on za skórą, com nie miał mu oddać! — zawołał... — Król nie wie nic.. niechby mnie posłuchał...
Złagodniał wreście, na świat i ludzi tylko narzekać poczynając, gdy służba wóz wojewodzinéj przyprowadziła. Nie upominając się już o zapłatę Nikosz, koło podprawić kazał i dał przewodnika do Surdęgi...