Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dozwól mi, abym ciała te pogrześć mógł — a okazał nieprzyjaciołom, iż chrześcianami jesteśmy i obowiązki nasze pełniemy...
Król milcząco skłonił głowę...
— Poniosłem i ja straty dotkliwe — odparł.. — Zginął mój wierny Żegota z Morawicy, niema Krystyana z Ostrowa, Prandoty i Jakóba z Szumska... bronili moich chorągwi i położyli głowy..
Biskup ze smutkiem spoglądał na obnażone trupy wymordowanych Krzyżaków, na których szyjach postronki jeszcze zastrzęgły... któremi ich poduszono.
— Bogdajbyśmy za to drogo i długo nie musieli płacić! — odezwał się — możni są, mocni są, a mściwi i okrutni!
Pozostał kto żyw z wodzów ich? — spytał cicho.
Łokietek z niechęcią wymówił Marszałka imie.
— Jednego jego ocalić mogłem — rzekł — resztę ci wymordowali, którzy na ich niecne morderstwa patrzali.
Biskup natychmiast z konia zsiadłszy, z gromadką swoich ludzi i dodaną mu służbą obozową, poszedł dozorując, aby ciała zebrano i kopano mogiły...
Nad ranem z lasów nadciągnął na pobojowisko pozostawiony w nich obóz królewski. Z nim razem przybyła żona wojewody, która z sercem zbolałem, poszła szukać męża...