Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go natarł, razem z kompanami zabrał go w niewolę...
Nad wieczór walka była tak jak skończona, a jednak król rycerstwu nie dawał złożyć broni, ani się położyć na pobojowisku... Był pewien że za przybyciem powołanych posiłków, bój się raz jeszcze rozpocznie...
Jeńców powiązano sznurami, zwleczono do namiotów otoczonych strażą... Wojsko nie otarło mieczów i nie dało koniom wytchnąć...
Posiłki w istocie pod wodzą Plauena, nadbiegły z pod Brześcia... Gdy je nadciągające ujrzano, już jeńcy byli pod strażą, a król gotów do nowego boju.
Bój to był w szczerém polu, — ze świeżym żołnierzem, zemstą zagrzanym, gdy król miał z sobą znużonych już całodzienną walką, ale zwycięztwem podniesionych na duchu...
W tém drugiém spotkaniu ranny, lecz zagrzany tém, że mu dzień ten płacił się na każdym kroku szczęściem wielkiem, Florjan Szary, który był już trzech znakomitszych rycerzy niemieckich z koni zsadził i oddał w niewolę, — rzucił się ze swemi kilku wprost na komtura wielkiego, Plauena...
Najdzielniejsi Krzyżaccy bracia bronili ostatniego dowódzcy — Szary z taką gwałtownością natarł na nich, wiodąc za sobą Sieradzian, iż trzy