Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rzymu pielgrzymował, do Awinionu teraz śle skargi, pobożnego udaje, a syna z poganką tego rodu bałwochwalców ożenił..
— Ochrzczoną jest — wtrącił Petrek Kopa.
Komtur się rozśmiał.
— Kto kiedy z poganina, chrztem zrobił chrześcijanina? — rzekł szydersko. Chyba zaraz oblawszy go wodą i krwią obmyć, aby nie miał czasu wrócić do własnych wyrzutów! Chrzest dobry jest tylko mieczem.
Ochrzczono ją, mówicie, a ja wiem że po dziś dzień obrzędy najobrzydliwsze pogańskie potajemnie sprawuje i do lasów jeździ dębom się kłaniać, szatanowi służyć!!
Okrzyk zgrozy rozszedł się pomiędzy biesiadnikami.
Oni tu ten cały kraj swój mianują chrześcijańskim — mówił Elbląski. Mają niby kościoły, mnichów.. ale poganie są.. Wszystko to udane, kłamstwo.
Wojewoda odezwać się nieśmiał, Kopa cofnął się i milczał. Marszałek nie mięszał się do rozmowy. Winczowi z rozkazu jego pigment podano w kubku, który on nietkniętym na stole zostawił.
Chwilę posiedziawszy, wstał z miejsca swojego, zlekka pozdrowił siedzących, którzy mu ukłonu nie oddali i wiodąc za sobą Kopę, wyszedł z namiotu.