Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wojewoda był w mocy ich..
Marszałek nie czekając aż wynijdzie, sam pierwszy podniósł zasłonę i powoli powrócił do swych gości, wiodąc za sobą jak skazańca, z wyrokiem na twarzy wypiętnowanym wojewodę.
Kopa wlókł się za nim.
Pozostała tu starszyzna i goście, którzy na powrót Teodoryka oczekiwali, powitali go zdala pół uśmiechami.
Wincz, niechcąc natychmiast ztąd uchodzić, padł na ławę zamyślony, lecz ukryć mu było trudno że na osobności rozmowa źle dlań wypaść musiała.
— Szkoda, panie Palatynie — podniósł głos komtur toruński, który łamaną mówił polszczyzną — żeście temu młokosowi królewikowi z Poznania dali ujść!! Gdyby się go nam było udało wziąć.. krakowski królik dałby nam za niego czego byśmy żywnie zażądali.
Wojewoda żachnął się.
— Ostrożny był — szepnął krótko.
— A w Pyzdrach — dodał komtur, gdzieśmy na pewno go się spodziewali, furtą tylną się nam wysunął.
— To wasza była sprawa nie moja — rzekł wojewoda. Samiście tam byli.
— Jego i tę pogankę żonę potrzeba było w Poznaniu zachwycić — dodał Elbląski komtur. Monarchą się chrześcijańskim niby zowie, do