Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O! nie — rzekł uśmiechając się marszałek — probował z mistrzem wchodzić w jakieś układy. Stawił się na stopie sprzymierzeńca.. Stary nasz zbył go jak należało — nic nie przyrzekłszy.
Komtur poruszył ramionami i rudą potarł brodę.
— Nie przycinajcie mu gdy siada z nami — odezwał się Teodoryk.
— Ja nań nawet nie patrzę.. odparł ze wzgardą komtur.
— Ale też i lekceważenia mu takiego okazywać nie wypada..
— Komtur przerwał ze śmiechem własnemi słowy Teodoryka.
— Do czasu!
— No — do czasu! zapewne — powtórzył marszałek — ale przed czasem żółci mu burzyć nie należy.
Graf von Rheden, jeden z gości, stojący blisko i słyszący rozmowę, dorzucił.
— Proszę was przezacny panie — u stołu mnie przy nim nie sadzajcie — wszystko mi się kwaśne wydaje od jego twarzy..
— Trudno wymagać by wesołym był — odezwał się marszałek — jużciż palemy z nim razem, czy on z nami, wioski jego braci i plemienia.
— Gdy z nami idzie, wyrzec się go powi-