Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rowie Elblągski, Pomorski — Toruński gospodarzyli, przyjmując sprzymierzeńców i gości. Kilku grafów z nad Renu, jeden Anglik, posiłki Inflantskie, w osobie swych wodzów — zasiadali do wesołej uczty, której łuna przyświecała zdala.
Wesołość w obozie dochodziła do szału, nie tylko pod czerwonym namiotem brzęczały puhary. Spiewki i szczęki odzywały się z szałasów i od ognisk do koła.
Przy jednem z nich kilka obnażonych kobiet, powiązanych sznurami leżało na ziemi..
W szarych płaszczach rycerze chodzili do koła, potrącając je nogami.. Jeden z nich końcem miecza kłuł ciało, które z bolu czucie straciło.
Opowiadano sobie, jak w Łęczycy obnażone niewiasty ścinano razem z księżmi..
Śmiech tych ludzi podobnym był do zwierząt ryku..
Z innych miejsc nagle wybuchały podobne krzyki wesołe — pastwiono się tam nad jeńcami. Około wozów służba rozkładała łupy.. a między niemi leżały ornaty kościelne, kielichy i kobiece suknie i klejnoty. A nad tem wszystkiem krzyż powiewał.
Zakonnicy nagradzali sobie za długie w zamkach zaryglowanie. Tu wszystko im wolno było.
Pod namiotem czerwonym, siedzący i nawpół leżący, krzyczeli głośno.. Osobliwie starszyzna