Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czas do boju... U nas miecza do pochew schować nie można... i długo jeszcze pozostanie tak.
— A dopóki pokoju mieć nie będziemy — westchnął królewicz — póty kraj stać będzie w lepiankach i gruzach, i wieśniak mrzeć z głodu i miasta drżeć ze strachu o handle swoje...
— Tak dziecko moje — gorzko uśmiechnął się król, i dla tego ja wojuję życie całe, abyś ty ten pokój odzierżał po mnie, dali Bóg że go nam Stolica Apostolska z tym narodem bezbożnych mnichów wyzyszcze...
Mnie już do ostatka trzeba krew lać... a ty żniwo zbierzesz po niej.
Uściskał go...
Jedźcie gdzie na zamek bezpieczny, w głąb... daleko, gdzie by ani Jan was niedostał, ni Krzyżacy — ja błądzić będę i kryć się po lasach aż mi Bóg powie i da do serca. Teraz czas!... O! gdy przyjdzie godzina — pomstę uczynię okrutną, jak psów będę dławił, jak zbrodniarzy ścinał i tak nie przebaczę nikomu, jak oni nie przepuścili niewinnym dziatkom moim...
Zamilkł nagle...
— Amen — dokończył Trepka skłaniając głowę.