Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uspokoją i żeby mi żadnego wołania, a wrzawy nie było. Jam tu wódz!
Nikt rozkazywać, nikt się niczego domagać nie ma prawa. W obozie zatrąbić na spoczynek.
Skinął ręką. — Cicho! ni słowa!
I z wielkiém podziwieniem słuchających król z naciskiem silnym, głośno — dokończył:
— Jutro — cały dzień spoczynku, tu... nie ruszymy się.
Wszyscy do koła zamruczeli i poruszyli się, Łoktek spoglądał surowo i brwi ściągał.
— Ład żeby mi był... a kto mi się rwać będzie i krzyczeć, do mnie na sąd...
Trąbić na spoczynek.
Zwolna zaczęli się niektórzy poruszać, a wojewoda posłał z rozkazami do obozu.
Król wolnym krokiem do izby powrócił i zamknął drzwi za sobą.
Szanowano tak wolę surowego pana, iż na skinienie jego i wysłane w imieniu króla nakazy, obóz natychmiast zaczął się uciszać. Starsi biegli zmuszając do milczenia.
Gdy Florjan do wozów powrócił, zamierzając wdowie nowego zmartwienia oszczędzić i zamilczeć przed nią — znalazł ją już uwiadomioną i leżącą na wozie bez przytomności.
Sługa jadąca z nią cuciła i ocierała omdlałą.
Żadna pociecha nie była w porę — stanął