Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Domyślcież się ktom ja! — rzekła. — Ja nieszczęśliwa żona jego jestem... Wincza z Pomorzan!!
Tu łzy ją zdusiły znowu.
— Przybyłam do Krakowa z Hanną królewiczówną — mówiła — prosić króla, aby słał do mojego męża ludzi słusznych, aby mu z serca wyrwali... tę myśl piekielną.
O Boże mój — on zdrajcą przeciw panu — on zdrajcą przeciw ziemi swéj, on z Krzyżaki... on z nieprzyjacioły!!
Florjan politowaniem zdjęty, stał, nie śmiejąc się odzywać.
— Nie rozpaczajcie miłość wasza — rzekł po namyśle. Jeszcze się to odmienić może... A cóż tu radzić? co?
— Ja go znam najlepiej — mówiła niewiasta łkając — on nie wytrwa w złem, sam sobą się brzydzić będzie. Źli ludzie go poduszczyli, dobrem słowem by to odwrócić można.
Król, gdyby chciał...
— Cóż król? — zapytał Florjan.
— Milczał — nie odpowiedział mi tak, jak nic...
— Pocieszcie się — zamruczał Szary — może czém jeszcze odwrócić od was to nieszczęście będzie można...
To rzekłszy i miarkując że dłuższa rozmowa więcéj by ją rozżaliła tylko, Florjan po cichu