Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwilce ozwała się pieśń pobożna i zagłuszyła wszystko.
Ją teraz jednę słychać było.

Bogu rodzica, dziewica,
Bogiem sławiena Marya,
U twego syna gospod’na
Matko zwolena Marya,
Ziścij nam, spust winam...
Kirje elejson!!...


I pochód uświęcony tą pieśnią odwieczną stał się jakby uroczystością kościelną, jakby wielką processją pobożnych. Wszystkie oblicza spoważniały, znikły uśmiechy, lecz razem znikła troska wszelka o przyszłość... Szli z modlitwą, więc z Bogiem... Bóg szedł z niemi...
Tem gorętsze były modły, że oręż wymierzonym był przeciw Krzyżowi, przeciw tym co się Maryi sługami zwali... i w wielu sercach rodziła się wątpliwość...
Zwolna tak pułki wyciągały z zamku żegnane chust wiewaniem, czapkami, cichemi głosy...
Na Wawelu bito w dzwony.
Król jechał otoczony przez wojewodów swych, a siwy włos rozwiewał mu powiew wiatru, jechał i usta mu także poruszała modlitwa, a oczy szukały żony płaczącéj i synowéj, któréj smutek do tak dziecinnéj nie przystawał twarzy...