Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poważna niewiasta idąca za Hanną strzymała się chwilę, jakby nie wiedziała czy ma się pozostać, czy razem z niemi dalej iść, gdy król, po wyjściu z kościoła, zwrócił się ku niej.
— Jużciż oczy mnie nie mylą! odezwał się — wy tu pani Halko! wy tu? wy?
Głos drżał królowi, niewiasta spuściła oczy, wybuchnęły z nich łzy, zakryła je chustą i żywo poczęła odrywając ją, a zmuszając się do odpowiedzi królowi.
— A! ja to jestem! ja! miłościwy panie — a moja bytność mówi o nieszczęściu mojem.
Załamała ręce.
Łzy powtórnie zalały jej oczy i odebrały mowę. Król stał, dając się wyprzedzić żonie i synowej, która śmiała się, szczebiotała, podskakiwała, a uroczysta owa chwila nie mogła żywej krwi jej pohamować. Zdala słychać było głos srebrzysty i śmiech do piosenki podobny..
O kilka kroków od tego wesela dziecinnego, smutna i płacząca stała matrona przybyła z królewiczową i król, któremu jeszcze przytomność jej tutaj była nie wytłumaczoną.
— Rozumiem przybycie wasze, począł Łoktek napróżno oczekujący, aby płaczu się jej przebrało.. Przybywacie z niecnej potwarzy męża oczyścić!!
Spojrzał na nią, ale ona z małym boleści krzy-