Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chłop w chłopa zdrowi i silni. Zobaczywszy go, jeden wstał i zagadnął czego chce!
— Jam tu z sąsiedztwa, odezwał się Wnuk, patrzę co nam za nowina przybyła, bo tu z dawien dawna nikt nie gościł.
— No, a teraz za wszystkie czasy będziecie mieli sąsiadów i gości — zaśmiał się ten co z nim rozmawiał, człek z kilką szramami i bliznami przez łeb naznaczony.
Popatrzali na się.
— Coście to, kupili czy odziedziczyli? zapytał Wnuk.
— Kupiłem, odparł zuchwale zapytany i tęgom zapłacił, — pargamin mam jak należy, pod pieczęcią przy świadkach.. a kto czytać nie umie, to mu żelazem prawo swoje wytłumaczę.
— A nie wolno wiedzieć jak was mianują? rzekł Wnuk cierpliwie..
— Swego czasu się dowiecie! zaśmiał się porąbany odchodząc.
Koźlarogom trochę było nie na rękę dostać sąsiada, gdzie dawniej sami gospodarzyli na bezpańskiem — lecz że żadnych praw do Wilczej góry nie mieli, musieli cierpliwie znosić co się tam działo.
Krzątano się bardzo gorąco około pustego pagórka, na co z Surdęgi patrzeć było można, bo oko sięgało łatwo do niego. Ludzi miał z sobą nowy dziedzic kilkudziesięciu, i wozów kilka.