Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i drzwi wywalić, Leliwa i jego czeladź z kordami poskoczyła.. Nierówna była walka bo napastnicy liczbą przeważali, lecz czas zyskano, a wnet i co żyło we dworze na nogi się pozrywało.
Tym czasem, lepiej znający miejscowość Nikosz, który ten napad sprowadził, gdy jego ludzie się ucierali, z tyłu wpadł do izby Domny, chwycił ją z łoża i chciał już unieść przestraszoną, gdy Wojtek Leliwa nadbiegłszy na krzyk w łeb go rąbnął tak iż mu się dziewczę wyrwało.
Musieli uchodzić napastnicy... unosząc z sobą rannego Nikosza..
Ścigano potem w okolicy rabusiów tych i ich wodza, po lasach, po gościńcach, bo Florjan pomsty chciał koniecznie, połapano niektórych, dwu obwieszono, lecz sam sprawca nie wpadł w ręce. Byli znowu pewni że nauczony nie pokaże się więcej.
Nadszedł czas wesela, zjechało się rodziny dość, ale nie tyle ile się jej spodziewano, bo wojna była i królowi ludzie potrzebni. Nie zbyt więc gwarno i tłumno było w Lelowie, a zjechali się po większej części starzy, którzy na wyprawę iść nie mogli.
Trwało wesele jak było we zwyczaju dni kilka i dopiero dziesiątego nad wieczór cały orszak weselny wybrał się do Surdęgi.